Dzisiaj chcę pokazać moją skromną kolekcję klemtisów. Kolekcja jest skromna bo została ostro potraktowana przez zimę. Kilka lat temu zachwyciłam się klematisami, mój zachwyt w dalszym ciągu trwa. Klematisy traktuję z wyjątkową troską, dbam o nie najlepiej jak potrafię, podcinam, podlewam, zasilam odżywkami i nawet z nimi rozmawiam...Wszystko po to aby cieszyć się ich pięknem od wiosny do późnej jesieni. A one cały czas testują moją cierpliwość, czasami tylko pozytywnie mnie zaskakują...
Pierwszy klematis o wdziecznej nazwie "Omoshiro", biały z różowymi obwódkami na płatkach zakwitł jako pierwszy i w dalszym ciągu kwitnie jak szalony...
Bordowy w odmianie "Solidarność", mroźna zima opóźniła jego kwitnienie...
Ciemno różowy "Ernest Markham" miał niemiłą przygodę w zimie, został przygnieciony przez ciężki zlodowacony śnieg opadający z tuji...
Ten jasno różowy sprawił mi bardzo miłą niespodzinkę, w tym roku wypuścił kilka pędów z pełnymi kwiatami...
Niesforny ciemno fioletowy pnie się w stronę nieba...
Klematis "Justa" najstarszy w kolekcji. Przez tych kilka lat dużo przeżył. Ciepła ściana i zadaszenie garażu stwarzają mu bezpieczne schronienie w zimie i podczas upalnego lata...
Nowy w kolekcji, uwielbiany przez mszyce...
Klematis "Fusca" trochę niepozorny z kwiatuszkami w kształcie małych dzbanuszków...
Klematis bylinowy, zakupiony w ubiegłym roku. Miał etykietkę z nazwą tawułki a okazał się być klematisem...
Na koniec zostawiłam cudaka w odmianie "Kaen", Ten klematis wypuszcza zielone liście, które następnie przebarwiają się na różowo....
Dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa pod adresem małych ptasich trojaczków. Maluszki wyrosły, kilka dni temu zaczęły jeść samodzielnie. Niebawem pokażę kilka fotek :)
Zapraszam do udostępniania zdjęć na blogach: